Close
Logo

O Nas

Cubanfoodla - Ten Popularny Oceny Wina I Opinie, Idea Unikalnych Receptur, Informacje O Połączeniach Zakresu Wiadomości I Przydatnych Przewodników.

Koktajle

Mommy’s Moonshine

Nie ma co się chwalić, ale mój 4-letni syn potrafi dostrzec krzak jałowca z tylnego siedzenia samochodu jadącego 40 mil na godzinę. „Spójrz, mamo!” - krzyczał, kiedy pewnego dnia wiozłem go ze szkoły do ​​domu. 'Gin!'



Jego wiedza botaniczna jest bezpośrednim wynikiem siedmiu miesięcy spędzonych w Nowej Zelandii w zeszłym roku. Wkrótce po naszym przybyciu znajomy z Ameryki powiedział mi, że Nowa Zelandia jest jednym z niewielu krajów, w których destylacja alkoholu w domu jest legalna. Ściągnąłem więc 99-centowego e-booka na ten temat i zdecydowałem, że brzmi to dość prosto.

Następnego dnia po przedszkolu zabrałem syna do pobliskiego gorzelni. Przeszukaliśmy kolorowe rzędy pojemników na przyprawy, wdychając ziemisty aromat fermentowanych ziaren. Wrzucił do naszego koszyka kilka małych cukierków owocowych, obok paczek drożdży, węgla drzewnego i płynu czyszczącego. Podziwialiśmy wybór błyszczących alembików i wybraliśmy srebrny, odporny na idiotę model, który wyglądał jak dozownik kawy Thermos i kosztował 250 USD. Nazwaliśmy go Robotem.

Tym, którzy nie zgadzają się z tym, co nieuchronnie argumentują, że żadna odpowiedzialna matka nie zaangażuje swojego przedszkolaka w robienie bimberka, mówię… rozumiem twój punkt widzenia. Ale wierzę, że każda aktywność, którą lubimy z naszymi dziećmi, ma wartość.



Dobrze wykonana destylacja jest całkowicie bezpieczna (plotki o ślepocie i palności są przesadzone). Uczy podstaw matematyki i chemii, cierpliwości i współpracy. I oferuje kontrolowane spojrzenie w tajemniczy świat dorosłych. Mój syn teraz wie, skąd pochodzą koktajle. Rozumie, że dorośli lubią alkohol - odpowiedzialnie iw niewielkich ilościach. Czy nie jest to zdrowsze niż trzymanie naszych prawnych wad zamkniętych w zakazanych szafkach?

Po powrocie do domu urządziliśmy w kuchni operację na bimber, gdzie mój początkujący przemytnik postawił stołek do blatu, żeby mógł pomóc. Razem odczytujemy cyfry na termometrze, aż temperatura wody będzie odpowiednia. Wlaliśmy go do kadzi fermentacyjnej, odmierzyliśmy cukier i drożdże i zamieszaliśmy długą plastikową łyżką.

Odstawiamy zacier na tydzień do fermentacji, koniec każdego dnia zaznaczamy „X” w kalendarzu. W międzyczasie spacerowaliśmy po okolicy, polując na krzaki jałowca z dojrzałymi jagodami do złupienia. Po zakończeniu fermentacji podłączyliśmy naszego drogocennego Robota i patrzyliśmy z podziwem, jak kropelki destylatu wpadają do pojemnika zbiorczego.

Na koniec przefiltrowaliśmy trunek i przelaliśmy go do wysokich, przezroczystych butelek, które nadziewaliśmy ziołami, przyprawami i jagodami jałowca, które zamieniły nasz neutralny spirytus w gin.

Zostawiliśmy butelki do zaparzenia na parapecie, gdzie wpadało przez nie światło słoneczne i rzucaliśmy tęcze na stół w jadalni. Nalałem każdemu z nas uroczysty sok jabłkowy - mój schludny i jego „na kamieniach” - i brzęknęliśmy naszymi kubkami niekającymi.

'Twoje zdrowie!' - powiedział rozpromieniony. „Czy możemy teraz zrobić ciasteczka?”